Wakacje – Tajlandia
Tajlandia to moje ukochane miejsce, trzykrotnie byłam w Krainie Uśmiechu i zamierzam tam jeszcze wrócić. Przepyszne (i tanie!) jedzenie, przepiękne krajobrazy, światowej klasy zabytki, masaże na każdym kroku, cudowne plaże, setki wysp i najważniejsze – sympatyczni mieszkańcy, a to wszystko tworzy wspaniały klimat, który trudno opisać.
Przedstawiam Wam moją subiektywną listę miejsc i rzeczy, które musicie zobaczyć/zrobić w Tajlandii (przetestowałam na własnej skórze).
1. Bangkok – to miasto albo się kocha, albo nienawidzi; ja zdecydowanie należę do pierwszej grupy. Mimo ogromnego zgiełku (ok. 10 mln mieszkańców), korków na niezliczonej ilości przeplatających się na różnych poziomach dróg, jest w nim coś fascynującego. Z samego rana udałam się do starożytnej, mistycznej świątyni Wat Pho z 46-metrowym złotym posągiem Buddy, a po południu przechadzałam się wśród drapaczy chmur w nowoczesnej dzielnicy biznesowej. Takie kontrasty tylko tutaj.
2. Wyspa Koh Samet – na wyspie jest zaledwie kilka samochodów, ruch odbywa się na skuterach. Asfaltowych dróg jest zaledwie kilka małych odcinków, a cały obszar wyspy to Park Narodowy. Krystalicznie czysta woda i białe, piaszczyste plaże w małych zatoczkach sprawiają, że miejsce to wygląda jak raj. Zachwyciłam się plażą Ao Vongduen. Po zmroku jadłam kolację na plaży, na specjalnie wyłożonych poduchami leżankach w niesamowitej atmosferze – na palmach zawieszone były lampiony, a na piasku odbywały się pokazy tańca z ogniem.
3. Jestem fanką tajskiej kuchni, niezwykle różnorodnej i aromatycznej. Najlepiej jej specjałów zakosztować na Khao San Road w Bangkoku – tętniącej życiem ulicy dla turystów tzw. plecakowych, z niezliczoną ilością punktów gastronomicznych w postaci m.in. wózków i straganów, z których unoszą się wspaniałe zapachy. Obowiązkowo musimy zamówić zupę kokosową z krewetkami, trawą cytrynową i imbirem oraz pad thai – makaron ryżowy z woka z dodatkami. Za takie danie na Khao San zapłaciłam 50 bathów (ok. 5 zł), ale udało mi się także zjeść zupę za 10 bathów i satay’a (rodzaj szaszłyka) za zaledwie 5 bathów! Amatorom mocnych wrażeń serwuje się smażone pająki, skorpiony, węże i robaki. Smacznego!
4. Pływający targ Damnoen Saduak. Udałam się tam o świcie. Sklepikarze handlowali między swoimi łódkami w kanałach i gotowali na nich. Mimo że nie jestem dobrym fotografem, zdjęcia robiły się same, gdyż wszystko było niesamowicie kolorowe. Idealna sceneria!
5. Chiang Mai. Miasto słynie z licznych świątyń, m.in. Wat Doi Suthep, do której prowadzi 309 schodów, a z góry rozciąga się panoramiczny widok na okolicę. Jednak najbardziej urzekła mnie spokojna atmosfera starego miasta, klimatyczne uliczki, kameralne hoteliki i restauracje.
6. Lopburi. Musiałam zobaczyć na własne oczy świątynię i centrum miasta opanowane przez małpy. Na własnej skórze odczułam ich obecność – z naszego samochodu zdążyły „pożyczyć” części z wycieraczek i gumki uszczelniające.
7. Zachód słońca na wieżowcu Lebua – jeden z najwyższych budynków Bangkoku, gdzie kręcono sceny do filmu „Kac Vegas w Bangkoku” („Hangover II”). Rozciąga się z niego niesamowity widok na całe miasto – trzeba tu być! W podniebnym barze sączyłam drinka za 70 zł (chyba najdroższy drink w mieście!), ale było warto.
8. Wyspa Phi Phi Ley – to właśnie na tej bezludnej wyspie kręcono „Niebiańską plażę” z Leonardo DiCaprio. Gdy stanęłam na tej słynnej plaży, od razu wiedziałam, dlaczego właśnie na niej zrobiono plan filmowy.
9. Most nad rzeką Kwai. Przyznam szczerze, że ten słynny most mnie nie zachwycił, ale za to sama miejscowość bardzo – noc – leg w kameralnym hoteliku nad brzegiem rzeki, a wieczorem rozrywka w „centrum”. Przenośne bary rozkładały się wzdłuż ulicy – 10 bathów za shota. Tu choć raz możemy postawić ko – lejkę wszystkim siedzącym przy barze bez zrujnowania swojego budżetu. Tylko w Tajlandii podczas jednego wieczoru mogłam spotkać barmana 10-latka i lady boya!
10. Ayutthaya – dawna stolica, kiedyś najpotężniejsze miasto w Azji. Zwiedzać te wspaniałe ruiny i świątynie można tradycyjnie, ale zdecydowanie ciekawiej na grzbiecie słonia, jak ja to zrobiłam.
11. Przejażdżka na słoniach w dżungli, ale tylko w ośrodku, który dba o te zwierzęta. Ja polecam Thai Elephant Conservation Center w prowincji Lampang, który działa pod patronatem rządu i mieści się na skraju dżungli. Słonie swobodnie przemieszczają się między dżunglą a ośrodkiem. Znajduje się tu również szpital, który pomaga słoniom zranionym przez kłusowników czy uwolnionym od niewolniczej pracy. Nie spodziewałam się, że przejażdżka na tym ogromnym zwierzęciu poprzez wodę, dżunglę i strome podejścia będzie dla mnie tak dużą atrakcją.
12. Pattaya – Walking Street lub Patong Beach – Bangla Road. Dwa najbardziej znane kurorty w Tajlandii i dwa znajdujące się przy nich deptaki, słynne z nocnych klubów, ping pong show, lady boyów i draq queen. Nie musimy wchodzić do środka, wystarczy przespacerować się tymi ulicami, część mniej odważ – nych lokali ma tylko zadaszenie. Aby przybliżyć Wam ogrom tej sytuacji, w jednym z lokali, składającym się z samych barów, naliczyłam ich 24. Na każdym barze były 3 rury, a przy każdej rurze tańczyła dziewczyna, czyli 72 dziewczyny w jednym ba – rze, a barów była cała długa ulica!
13. Najprzyjemniejszą wycieczkę rowerową w życiu odbyłam po Sukhotai, ruinach dawnej stolicy Syjamu, wpisanych na listę UNESCO, które rozciągają się na ogromnym obszarze. Polecam!
14. Tajskiego masażu można zakosztować na każdym rogu, ja jednak najmilej wspominam masaże na plaży o zachodzie słońca na wyspach Koh Samet i Koh Mak oraz wieczorny masaż stóp na ulicy po całodziennym zwiedzaniu Bangkoku. Masaż na ulicy to nic dziwnego, to sport narodowy – wieczorami mieszkańcy stolicy rozkładają na chodnikach koce i masują się na – wzajem.
15. Wyspy Koh Mak i Koh Rayang Nok – egzotyka w najczystszej postaci, nieliczni turyści, puste plaże, sielankowa atmosfera. O ile na Koh Mak w „centrum” znajdziemy kilka knajpek, hoteli i stację benzynową, a w zasadzie punkt z kilkoma baniakami benzyny (3 latarnie gaszą koło północy), tak na malutkiej Koh Rayang Nok, na którą przypływałam kajakiem, znajduje się tylko kilka bungalowów i nic więcej. Poczułam się tam jak Robin – son Crusoe.
Tajlandia to zdecydowanie kraj, w którym warto się zestarzeć, zwłaszcza biorąc pod uwagę wysokość polskich emerytur. Ale gdyby nawet było mnie stać na życie w Monako – i tak zamieszkałabym w Tajlandii, bo czuję się w niej jak w domu. Sami sprawdźcie!
Zostaw nam kontakt, oddzwonimy!